niedziela, 7 maja 2017

Gdzie schowało się szczęście


Dlaczego tak ciężko jest dostrzec szczęście w tym co posiadamy,w naszej codzienności bez wyszukiwania nowych obiektów westchnień,szczytów marzeń. Skadw w człowieku to ciągłe malkontenctwo i chęć posiadania więcej.

Kiedy wspominam czasy ciasnoty na 10 piętrze bez balkonu,myślę o nich z nostalgią,bo pomimo codziennych trudów przeżyliśmy tam mnóstwo pięknych chwil,kiedy przychodziły na świat kolejne dzieci,tamte spacery blisko cytadeli, herbatki z Panem Władysławem...A wtedy marzyłam o maleńkim balkonie choć takim 1m/1m...nie mówiąc nic o większym metrażu..by hyło gdzie wyjść, powiesić pranie i zasadzić kilka kwiatów...

Teraz,kiedy mamy dwa spore balkony i kawałek ogródka,tak rzadko czuję wdzięczność za to wszystko nie mówiąc o bo radości. Doskwiera mi raczej brak wykończenia mieszkania...Zwracam uwagę raczej na mankamenty i nowe pragnienia i cele etc.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia i za każdym razem okazuje się,że im więcej posiadamy,tym bardziej wybredne są nasze podniebienia.

Jak często porównuję się z innymi i wypadając gorzej od nich,mam pretensję do całego świata,staję się markotna,roszczeniowa i niezadowolona.
Innym razem ogarnia mnie zazdrość,dlaczego innym wszystko przychodzi tak łatwo, mają podane wszystko na tacy, nie muszą się wysilać etc. Takie myślenie może doprowadzić jedynie do frustracji i narastającego żalu.
Kiedy tak sobie siedzę na balkonie na bujanym fotelu .który z trudem mieścił się kiedyś w naszym mikroskopijnym mieszkaniu wraz z maleńką miesięczną Nastusią,przyszły mi do głowy takie właśnie przemyślenia i poczułam ogromną wdzięczność za to cudne niebo ponad dachem,śpiew majowych ptaków i lekką bryzę wiatru... Tak niewiele potrzeba, aby obudzić w sobie głęboko drzemiące szczęście. To ulotny stan, czy też pragnienie jest przeważnie w zasięgu ręki, umysłu, ale w pogoni za czymś doskonalszym, nowszym czy czymś bardziej wyrafinowanym, gubimy do niego drogę i zatracamy się w markotności i niezadowoleniu.
Wcale nie potrzebujemy pięciu basenów,rezydencji Carringtonow czy też pławienia w bogactwie ,by poczuć się szczęśliwymi.
Przez kilka dni chodziłam jak struta dorzucając wszystko w ciemnych barwach... Dokuczały mi też odrobinę bluedays po urodzeniu dziecka, więc łatwo popadałam w stany melancholijno-dekadenckie. Czasem wystarczy jednak gorszy dzień, by wpaść w pułapkę takiego myślenia, koncentrować się na tym co niezależne od nas i nieosiągalne. Czyżby ludzie zamożni i pojawiający się w świetle reflektorów byli zawsze szczęśliwi, czy też niejednokrotnie, z przyklejonymi do twarzy, wyszczerzonymi uśmiechami próbują przekonać siebie i publiczność o swojej szczęśliwości.
Kiedyś widziałam krótki filmik o ułudzie szczęścia na fb, twitterze etc. Główny bohater umieszczał różne foty mające na celu zapewnić znajomych o swoim, szczęściu. Tymczasem w rzeczywistości spotykały go wciąż trudne sytuacje, nieszczęścia i zawody. Kreował w ten sposób wyimaginowaną postać jako siebie i próbował przynajmniej w sieci pławić się w luksusach i uchodzić za szczęściarza.

Nie od razu Rzym zbudowano,a jednak tak chciałoby się mieć gotowe rozwiązania, all inclusive bez zbytniego wysiłku,bo i marzenia czasem rodzą się z niemożliwego...bez perspektywy i w totalnej niemocy,a potem spełniają się niespostrzeżenie,że można zapomnieć,że kiedyś były nieosiągalne..

Zatem nie bójmy się marzyć, ale nie stawajmy się jednocześnie permanentnymi marzycielami rządnymi nowych wrażeń i spełniania zachcianek. Kiedy dostajemy gwiazdkę z nieba, ona wciąż jest gwiazdą i można trwać w zadziwieniu i cieszyć się nawet z błahych rzeczy, z piękna świata i dostrzegać małe szczęścia. Można czerpać z nich natchnienie, radość i dostrzegać małe cuda każdego dnia.


A teraz dobranoc "śpij kochanie, jeśli gwiazdkę z nieba chcesz dostaniesz.."
Kiedyś na pewno...

.