niedziela, 16 lipca 2017

urodziny z efektem deja vu


Dziś są moje urodziny i wiek już niemal muzealny.Mama uświadomiła mi,że miała tyle lat co ja teraz, kiedy się urodziłam, swoiste deja vu. Zatem historia zatoczyła krąg,a moja Nastusia będzie w identycznej sytuacji za kolejne 35 lat...czyt. Stuknie mi 70 lat.

Słowem wyższa matematyka,o której umysł ścisły mojej mamy matematyka nawet nie śnił. Ach kiedy to minęło...Spełniłam tym samym swoje urodzinowe życzenie,wreszcie napisałam posta ,co prawda w wersji mikro,ale zawsze.Może ciężko nazwać te pare zdań czymś bardziej złożonym, ale dla mnie zyskały one znaczenie sentymentalno-tożsamościowe.
Nagle coś odległego i nierealnego jak Skończenie tyyyyylu lat stało się brutalną rzeczywistością ba teraźniejszością.

Pora zmierzyć się z życiem i spojrzeć na nie z większej perspektywy i z retrospekcji zadać sobie kilka pytań,co teraz,co dalej,quo Vadis... co zakończyć czas,a co rozpocząć...gdyby tak można choć chwilę podumać nad tym...bo w tym hałasie i permanentnym chaosie,który generują dzieci ciężko zebrać myśli 😐...Kto wie, może piszę tu po raz ostatni!?

niedziela, 7 maja 2017

Gdzie schowało się szczęście


Dlaczego tak ciężko jest dostrzec szczęście w tym co posiadamy,w naszej codzienności bez wyszukiwania nowych obiektów westchnień,szczytów marzeń. Skadw w człowieku to ciągłe malkontenctwo i chęć posiadania więcej.

Kiedy wspominam czasy ciasnoty na 10 piętrze bez balkonu,myślę o nich z nostalgią,bo pomimo codziennych trudów przeżyliśmy tam mnóstwo pięknych chwil,kiedy przychodziły na świat kolejne dzieci,tamte spacery blisko cytadeli, herbatki z Panem Władysławem...A wtedy marzyłam o maleńkim balkonie choć takim 1m/1m...nie mówiąc nic o większym metrażu..by hyło gdzie wyjść, powiesić pranie i zasadzić kilka kwiatów...

Teraz,kiedy mamy dwa spore balkony i kawałek ogródka,tak rzadko czuję wdzięczność za to wszystko nie mówiąc o bo radości. Doskwiera mi raczej brak wykończenia mieszkania...Zwracam uwagę raczej na mankamenty i nowe pragnienia i cele etc.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia i za każdym razem okazuje się,że im więcej posiadamy,tym bardziej wybredne są nasze podniebienia.

Jak często porównuję się z innymi i wypadając gorzej od nich,mam pretensję do całego świata,staję się markotna,roszczeniowa i niezadowolona.
Innym razem ogarnia mnie zazdrość,dlaczego innym wszystko przychodzi tak łatwo, mają podane wszystko na tacy, nie muszą się wysilać etc. Takie myślenie może doprowadzić jedynie do frustracji i narastającego żalu.
Kiedy tak sobie siedzę na balkonie na bujanym fotelu .który z trudem mieścił się kiedyś w naszym mikroskopijnym mieszkaniu wraz z maleńką miesięczną Nastusią,przyszły mi do głowy takie właśnie przemyślenia i poczułam ogromną wdzięczność za to cudne niebo ponad dachem,śpiew majowych ptaków i lekką bryzę wiatru... Tak niewiele potrzeba, aby obudzić w sobie głęboko drzemiące szczęście. To ulotny stan, czy też pragnienie jest przeważnie w zasięgu ręki, umysłu, ale w pogoni za czymś doskonalszym, nowszym czy czymś bardziej wyrafinowanym, gubimy do niego drogę i zatracamy się w markotności i niezadowoleniu.
Wcale nie potrzebujemy pięciu basenów,rezydencji Carringtonow czy też pławienia w bogactwie ,by poczuć się szczęśliwymi.
Przez kilka dni chodziłam jak struta dorzucając wszystko w ciemnych barwach... Dokuczały mi też odrobinę bluedays po urodzeniu dziecka, więc łatwo popadałam w stany melancholijno-dekadenckie. Czasem wystarczy jednak gorszy dzień, by wpaść w pułapkę takiego myślenia, koncentrować się na tym co niezależne od nas i nieosiągalne. Czyżby ludzie zamożni i pojawiający się w świetle reflektorów byli zawsze szczęśliwi, czy też niejednokrotnie, z przyklejonymi do twarzy, wyszczerzonymi uśmiechami próbują przekonać siebie i publiczność o swojej szczęśliwości.
Kiedyś widziałam krótki filmik o ułudzie szczęścia na fb, twitterze etc. Główny bohater umieszczał różne foty mające na celu zapewnić znajomych o swoim, szczęściu. Tymczasem w rzeczywistości spotykały go wciąż trudne sytuacje, nieszczęścia i zawody. Kreował w ten sposób wyimaginowaną postać jako siebie i próbował przynajmniej w sieci pławić się w luksusach i uchodzić za szczęściarza.

Nie od razu Rzym zbudowano,a jednak tak chciałoby się mieć gotowe rozwiązania, all inclusive bez zbytniego wysiłku,bo i marzenia czasem rodzą się z niemożliwego...bez perspektywy i w totalnej niemocy,a potem spełniają się niespostrzeżenie,że można zapomnieć,że kiedyś były nieosiągalne..

Zatem nie bójmy się marzyć, ale nie stawajmy się jednocześnie permanentnymi marzycielami rządnymi nowych wrażeń i spełniania zachcianek. Kiedy dostajemy gwiazdkę z nieba, ona wciąż jest gwiazdą i można trwać w zadziwieniu i cieszyć się nawet z błahych rzeczy, z piękna świata i dostrzegać małe szczęścia. Można czerpać z nich natchnienie, radość i dostrzegać małe cuda każdego dnia.


A teraz dobranoc "śpij kochanie, jeśli gwiazdkę z nieba chcesz dostaniesz.."
Kiedyś na pewno...

.

środa, 26 kwietnia 2017

KOMPLETNA KOMPROMITACJA

Uwikłani w sieć porażek i blamażów


Każdy zaliczył zapewne w swoim życiu choć jedną kompletną kompromitację,której wraz z pąsem na twarzy nie sposób wymazać uśmiechem, odwróceniem kota ogonem czy innym zabiegiem upiększającym, zapewniającym wyjście z sytuacji bez szwanku etc. Najzwyczajniej w świecie stało się, oczy wszystkich zwrócone są na Ciebie, nie ma ucieczki, planu B czy C, a nawet jeżeli nikt nie zauważył tego, możesz na mur beton zapomnieć o murowanym sukcesie. Czas przyjąć na główkę kompletną kompromitację jak karniaka strzelanego przez najlepszego piłkarza świata prosto w słupek albo niezamierzonego samobója.

W moim życiu nazbierała się już tego całkiem pokaźna sumka, więc znam ten stan kaca moralnego,chęci pacnięcia się w łepetynę lub zapadnięcia pod ziemią. Z dalszej perspektywy to całkiem zabawne sytuacje,ale w pierwszej chwili nikomu nie jest do śmiechu, a zapewne najmniej mnie samej.. W mym przypadku gro takich sytuacji zdarza się,kiedy coś zakombinuję,unikam prostych rozwiązań lub staram się postępować incognito,to od początku nie rokuje dobrze...A jednak wciąż powielam stare błędy...czy to poprzez nadmierną spontaniczność, zbyt szybką prędkość wypowiadanych bez zastanowienia słów a czasem zwyczajnie ze zmęczenia lub stresu...

Pamiętam jak w podstawówce byłam prymuską także z chemii i pod koniec 8 klasy wpadłam na genialny pomysł,by na wszelki wypadek napisać na ręku kilka wzorów chemicznych,chociaż byłam przygotowana do sprawdzianu. Rzeczywiście nie potrzebowałam tej ręki by dobrze napisać. W pewnym momencie pojawiła się nade mną nauczycielka,która widząc moją zapisaną rękę nie miała wątpliwości,że ściągam. Nie pomogły tłumaczenia,dowód był namacalny. Zawiodłam nauczycielkę,w której oczach byłam zawsze wzorową uczennicą. Odtąd zamiast bronić 5 na świadectwie ledwo wybroniłam 4-.Takie skutki własnej głupoty i przedwczesnego założenia własnego zaniku pamięci...

Innym razem już na studiach mieliśmy egzamin z kulturoznawstwa u Dziekana.Prof. miał dość nonszalancki sposób bycia , chodził w wielkich kapeluszach,przynosił na wykłady termos, płyty winylowe z Mozartem, czasem stylizował się na ekscentrycznych, niemieckich wieszczy i pozwalał przychodzić na egzamin nawet piątkami studentów. Pomyślałam,że w kupie jest siła i większe prawdopodobieństwo,że wszyscy wyjdziemy z lepszymi ocenami. Jak się później okazało nic bardziej mylnego. Nie dość,że dziekan stracił orientację,kto z nas co mówił na egzaminie i ja,która odpowiadałam na pytania w miarę z sensem dostałam gorszą ocenę od dziewczyny,która prawie nie odezwała się słowem. Dodatkowo kurczowo trzymałam na kolanach kartki formatu A4 z zapiskami i schematami, które wzięłam ze sobą by czuć się pewniej. Tymczasem jedna z nich ko spadła na podłogę prosto pod nogi Profesora. W pewnej chwili zaczął się nerwowo kręcić na krześle i słychać było szeleszczenie owej kartki co to? zapytał poirytowanym głosem...Na szczęście nie chciało mu się schylać po nią, bo przepadłabym z kretesem posiadając pokaźną kolekcję takowych kartek w ręku...


Kolejny blamaż miał miejsce na zajęciach z doktorem, do którego byłej żony chodziłam kiedyś na korepetycje z niemieckiego. Pan nie miał pojęcia,że dysponuję wiedzą o tak osobistymi szczegółach z jego życia. Dlatego starałam się nie wyróżniać i nie zwracać na siebie uwagi, taka sobie szara myszka, nie wychodząca przed szereg. Podszywanie się pod słabo poinformowaną studentkę okazało się jednak stresujące. Może z tej przyczyny nieco zbyt nerwowo bawiłam się długopisem siedząc w 1 rzędzie. Długopis nagle wyskoczył i jego części ugodziły Doktora prosto w nos. Normalnie mistrzyni kamuflażu we własnej osobie,czy Pani mnie zaczepia usłyszałam od Doktora w odpowiedzi!?...Jak widać w roli incognito nie wypadam najlepiej...

Kolejna gafa wydarzyła się na dzień przed własnym ślubem: Wracam do mieszkania z perfekcyjnym manicure i pedicure. W zlewie piętrzy się góra naczyń,szkoda pięknym paznokci na takie kopciuszkowe prace. Z braku laku a raczej lateksu, czy też lateksowych rękawiczek sięgnęłam po czarne, skórzane i jakbym nie przewidziała skutków- czarna skóra+ woda z detergentem= farbowanie. Zdejmuję rękawiczki a tu totalnie czarne ręce jak u kopciucha jakiegoś albo górnika... Kilka godzin usuwałam skutki swojej głupoty, oczywiście nie do końca udało mi się uratować nadzwyczaj pięknego frencha... Niestety w stresie lub w spontanicznej sytuacji nie jestem w stanie przewidzieć opłakanych skutków swojego założenia...Później sama zastanawiam się, dlaczego na kilka minut straciłam zdolność racjonalnego myślenia i posunęłam się do takiej głupoty. Ach gdybym wówczas miała jednak w domu gumowe rękawice?Dobrze, że była ze mną w domu siostra i coś zaradziła, bo z czarnymi rękami na ślubie mogłabym wyglądać dość groteskowo by nie rzec demonicznie.

Ostatnia sytuacja obrazująca nieco własną naiwność i niezachwianą wiarę w ludzi. Na ulicy zaczepia mnie młody chłopak, twierdzi, że jest głodny. Kiedy chcę dać mu jakieś drobne ten prosi o konkret 10 zł na coś do jedzenia i chce bym poszła z nim do konkretnego baru, gdzie kupi sobie tą konkretną rzecz. Oczywiście nie chciało mi się tam z nim iść, ale wsparłam go jak myślałam w słusznej sprawie. Za kilkanaście minut spotkałam go w okolicach metra jak nagabuje kolejną osobę, wciskając mu takie głodne kawałki jak mi wcześniej. Poczułam się oszukana, bo padłam ofiarą zwykłego wyłudzacza. To jednak nie koniec mojego zażenowania, kiedy wsiadałam do metra ów chłopak podbiegł do mnie, a następnie ordynarnie klepnął w tyłek wołając przy tym triumfalnie "zajebista jesteś!" Nie sposób opisać poziomu mojego zbulwersowania całą sytuacją, jakby ktoś wylał na mnie wiadro pomyj,nic tylko zapaść się pod ziemię. To tak ku przestrodze, dla wszystkich dobroczyńców i hojnych ...
To jednak Pikuś przy historii mojej siostry, która wysiadała z tramwaju, a tu jakiś facet złapał ją znienacka za pierś wołając przy tym "fajne cycki"...zaraz po tym zbiegł z miejsca zdarzenia...



Ile jeszcze podobnych historii mogę jeszcze przytoczyć...
Mój antyprzykład obrazuje jednakowoż trudności osób emocjonalnych,spontanicznych i lubiących nadmiernie kombinować, zamiast wybierać w życiu proste rozwiązania. Czasem, kiedy wpadnę w sidła stresu, zaczynam podejmować irracjonalne decyzje lub popadam w stan chwilowej niemocy umysłowej. Marnie wypadam wtedy w oczach rozmówcy, nie umiejąc ukryć swojego zagubienia i mówiąc od rzeczy...
Taka przypadłość w wielu sytuacjach mnie ośmieszyła, wyeliminowała, ale cóż to jedna z pięt Achillesowych,brzemię dane i zadane, mocno tępiące moją pychę,ale też wiarę w swoje możliwości...


Moc w słabości się doskonali 2Kor 12


Dzięki kompromitującym sytuacjom, których się nie wypieramy, dostrzegamy szerokie pole do zmian i pracy nad sobą. Mądre ich wykorzystanie prowadzi do minimalizacji opłakanych skutków destruktywności, przy tym do akceptacji swoich niedoskonałości.
Nie oznacza to jednak zachęty do myślenia w sposób; taki się urodziłem i nie mam na to wpływu.
Wiele rzeczy można wypracować. Sama zauważyłam, że przez ponad 8 lat swojego małżeństwa i doświadczenie macierzyństwa w wielu aspektach zmieniłam swoje postępowanie i myślenie, gdzieniegdzie dojrzałam emocjonalnie i często potrafię zapanować nad swoją spontanicznością i nieskoordynowanymi, chaotycznymi porywami. Dlatego potrafię wyjść z wielu blamażów obronną ręką.
Człowiek zmienia się przez całe życie i to jego decyzja, czy pragnie tej metamorfozy, czy też poddaje się poprzestając na status quo.

Czasem warto spojrzeć na siebie obiektywnie, trochę z dystansu, z autoironią w oku, określić swoje motywacje, ambicje i pragnienia. Łatwiej wówczas ocenić własne zachowania i błędy by w przyszłości umieć im zapobiegać lub starać się wyjść z opresji bez szwanku.

Modny ostatnio trend slow life zaprasza po części by zwolnić dla lepszej jakości życia, pośmiać można się od czas do czasu, ale nie stawać się ofiarą losu lub wiecznym błaznem w oczach innych...to bawi na krótką chwilę, ale prowadzi donikąd...i nikt nie traktuje cię poważnie...

sobota, 22 kwietnia 2017

7 LENISTWO

7 Grzechów głównych: lenistwo



Zaniedbanie ważnych relacji,brak chęci by porzucić swoje wygodnictwo i postawić sobie poprzeczkę nieco wyżej.
Kto nie pracuje,ten niech też nie je...
Bynajmniej te słowa z Biblii nie oznaczają pochwały pracoholizmu,ale przyjęcie powierzonych nam zadań,zajęć i wywiązywanie się z nich dla dobra innych w sposób rzetelny,przynoszący dobre owoce. Oznacza to również sumienność przy wykonywanych pracach i nie wymigiwanie się od ich wykonywania.
Nie oznacza to jednak,że nie mamy prawa do odpoczynku. Jest on równie niezbędny jak sen czy posiłek. Siódmego dnia i Bóg odpoczął kiedy zwieńczył już dzieło stworzenia świata.

Na tapczanie siedzi leń...wcale nie zalega on bezczynnie tylko z wnikliwością detektywa śledzi profile znajomych na fb, wertuje wszystkie blogi modowe,całymi dniami gra odnosząc liczne zwycięstwa na konsoli czyli w znacznej mierze zajmuje się rzeczami niepotrzebnymi...


Może jego stan przypomina już zombie, które nie opuszcza niczym smok swej pieczary zaryglowanego pokoju i nie potrafi już samodzielnie wyjść ze swego wirtualnego azylu w sieci.
Ile osób uzależnionych od komputera,gier, zakupów czy pornografii przepłaciło ten nałóg chorobą psychiczną, zagłodzeniem lub nawet straciło życie, odseparowało się od swoich bliskich.
Kiedy dajemy się zawładnąć jakiejś rzeczy, zajęciu i przez to zaniedbujemy obowiązki wpisane w nasze powołanie. Innym razem kiedy uciekamy od odpowiedzialności w rzeczy nieistotne i jesteśmy pochłonięci swoim egoizmem, jakby nieczuli na to jak niszczymy tym naszych bliskich i widząc później z perspektywy opłakane tego skutki.

Lenistwo posiada też inny niechlubny synonim czyli zaniedbanie. Ile razy zaniedbujemy ważne relacje, mając tak wiele spraw na głowie. Czasem zapracowany wnuk nie może pojechać na pogrzeb dziadka,bo jego poważane stanowisko w pracy mu na to nie pozwala.
Jakże ciężko wyjść nam ze swoich wygodnych kapci i strefy komfortu,żeby coś zrobić bezinteresownie dla drugiej osoby,okazać komuś życzliwość i poświęcić trochę swojego czasu komuś w potrzebie.

Kiedy wreszcie zdobywamy się na ten prosty gest,bywa już za późno i możemy mieć pretensje tylko do siebie...
Lenistwo może być czasem mylone z depresją lub apatią i ciężko czasem rozróżnić czy ten stan ma już znamiona choroby czy wynika on raczej z wygodnickiego stylu życia i braku motywacji do działania. Granica bywa tu cienka,ale za każdym razem wymaga leczenia choroby,schorzenia lub nastawienia.

Uczynność,pracowitość i sumienność powinny być najlepszym drogowskazem jak nie stać się gnuśnym,biernym couch potato i nie zalęgnąć na dobre na swej kanapie przed telewizorem z piwem w ręku albo godzinami przed tabletem ze swoją kawą.
Jak nie przegapić pierwszych sukcesów dzieci, ważnych rozmów z mężem,żeby uronić jak najmniej z pięknego słonecznego dnia i przez swoją rozlazłość nie zapomnieć o czymś naprawdę arcyważnym. Jak mawiał Leonardo da Vinci zgodnie z zasadą epikurejskiego Carpe Diem
"Szanuj dzień,bo każdy następny może być twoim ostatnim" ...

6 NIEUMIARKOWANIE W JEDZENIU I PICIU

7 Grzechów głównychNieumiarkowanie w jedzeniu i piciu



Krótko mówiąc obżarstwo lub głodzenie siebie,ale mające czasem zaskakująco wysublimowane formy. Nie musi to być dosłownie objadanie się tłustą golonką,chipsami czy wykwintnymi czekoladkami. Czasem jest to przesadne traktowanie jedzenia niemal jak bożyszcza, składającego się z wyrafinowanych produktów i uczynienie z tego swojej religii,sensu życia w imię zbilansowanej diety.

Pamiętam skecz z Monty Pytona gdzie na oko wyglądający 200kg mężczyzna wtacza się do restauracji a tam ostentacyjnie zamawia gigantyczne ilości jedzenia,pochłania je prawie z talerzami co jakiś czas zwracając część do wiadra.Osłupieni goście i personel patrzą na to z obrzydzeniem.Na koniec okazuje się,że gość odmawia zapłacenia rachunku i w drodze do drzwi kona na oczach wszystkich.
Mocno groteskowy obraz,wskazujący jednak trafnie na korzeń tego grzechu czyli na egoizm, łakomstwo,pazerność,łapczywość i brak umiaru. Poza tym jest to zabijanie swojego organizmu poprzez otyłość, cukrzycę, nadciśnienie i wiele innych chorób.

Z powieści Buddenbrokowie Tomasza Manna przypominam sobie epizod sąsiada o nienagannej opinii,który miał jedną słabość -torty. Natomiast chorując na cukrzycę miał definitywny zakaz jedzenia słodyczy. Jego uwielbienie łakoci było jednak silniejsze i wynajął w mieście mieszkanie,w którym bez opamiętania objadał się do woli słodyczami. Tamże zmarł z przejedzenia i przedawkowania cukru pozostawiając w niesławie swoją rodzinę.
Zapijanie smutków wódką,objadanie się w celu poprawy humoru lub z rozpaczy...
Stan upojenia i przejedzenia powoduje jeszcze głębszą pustkę i chęć sięgnięcia po więcej. Pojawia się też niechęć i pogarda do siebie w formie zaniedbania i autodestrukcji.

Ciało jako pierwsze odczuwa skutki niemiarkowania poprzez pogłębiające się choroby,które w prostej linii prowadzą one do śmierci.
Ostatecznie najgłębszą z nich jest choroba własnej duszy zagłuszanej uśmierzaniem cierpienia i spełnianiem zachcianek. Dusza bez sumienia staje się bierna i zapchana,więc nie ma w niej miejsca na nawrócenie.

Twarz pijaka z nadmiarem lat na twarzy i w zniszczonym alkoholem ciele.
Na tej twarzy napisany jest gniew, wstyd i bierność,ale i rozgoryczenie. Z czasem wzmaga się i agresja,pazerność i nawet w stanie upojenia śpiewa smutne pieśni. Mieszkanie przypomina melinę,człowiek rozmienia wszystko na drobne żeby tylko dostać alkohol. Okłamuje siebie samego, że stoi kiedy zatacza się,upada i rani. W końcu umiera w odosobnieniu,jak trędowaty ,w warunkach uwłaczających godności ludzkiej, gorzej od zaszczutego zwierzęcia.
Kim wcześniej był?
Nikt tego nie pamięta...

5 GNIEW

7 Grzechów głównych; Gniew



Gniewajcie się,ale niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce słowa Św Pawła nie każą negować tej emocji i wypierać jej,ale działać w stronę dobra widząc perspektywę pojednania i dążenia do harmonii.

Z jednej strony gniew może pobudzać do konstruktywnego myślenia,o ile przejawia chęć do pozytywnej działalności,tak by unicestwiać jego pierwotną destruktywność.
Z drugiej strony jak pisze Seneka w swym dziele "O gniewie" Gniew niesie ze sobą porywczość i nieskoordynowane działania pozbawione racjonalnego myślenia. Rozum chce wydać wyrok,który jest sprawiedliwy,a gniew chce żeby uznać za sprawiedliwy wyrok,który on wydał.
To zasadnicza różnica między motywacją w obu przypadkach.
Poza tym gniew jest jedyną niekontrolowaną i nieskrywaną namiętnością bardzo namacalną i objawiającą się np w okrutnych czynach,zapalczywości czy wzburzenie.

Według Arystotelesa gniew jest żądzą zemsty za dokonane cierpienia.
Najlepiej obrazuje to wszystko słynna metamorfoza Anakina z Gwiezdnych Wojen w Dartha Vadera czy też nieskazitelnego stróża prawa w Gotham City Harveya Denta w Two Face.
U Anakina wszystko zaczyna się niewinnie od roli wybrańca Jedi,szkolonego do wyższych celów jasnej strony mocy. Początkowo napawa go to pychą, ale z biegiem czasu i lękiem o losy najbliższych. Ma w sobie upór i ciężko mu podporządkować się mentorom. Kluczowa scena następuje w momencie widoku okrutnej śmierci matki przetrzymywanej jako zakładniczka. Na widok oprawców pragnie natychmiast zemsty, wybija w pień wroga, ale jego chęć zemsty tylko narasta.Jego dotąd łagodne oblicze staje się obrazem zranionego zwierzęcia o wzroku groźnym,podejrzliwym. Budzi się nieufność,frustracja i pragnienie pomszczenia i doznania ukojenia poprzez "sprawiedliwość".
W rezultacie dostrzega jedynie swą krzywdę,dokonuje samosądów i myśli irracjonalnie. W takim stanie łatwo nakłonić go do przejścia na ciemną stronę mocy, gdyż nie kontroluje już swoich wzburzonych emocji. Ostatecznie przemienia się w okrutnego i bezwzględnego Dartha Vadera.
Analogicznie Harvey Dent poprawny i nieskazitelny obrońca Gotham City widząc okrutną śmierć ukochanej Rachel i czując nieukojoną chęć zemsty,uśmierzenia bólu zamienia się w nieobliczalnego Twoface o schizofrenicznej osobowości dawnego Harveya i potwora,którym stał się pielęgnując własny gniew i zranienia.

Kiedy gniew ogrania apostołów podczas pojmania Jezusa w sposób odruchowy ranią ucho postronnemu żołnierzowi.
Chrystus nie chce rozlewu krwi i napomina ucznia schowaj miecz do pochwy. W innym miejscu,kto mieczem wojuje od miecza ginie.
Porywczość przynosi tylko gorzkie owoce,potęguje złość,zacietrzewienie i kierowana jest często w stronę niewinnych.
Często wśród rodzeństwa panuje atmosfera rywalizacji, bracia potrafią gniewać się na siebie latami lub stosować politykę zimniej wojny,mocno na dystans,bez słowa. Przyczyny są raczej trywialne,może wynikają z niedomówień,zazdrości lub braku prawdziwej relacji i otwartości !?
Ile rodzin podzieliła dwuznaczna sytuacja,brak komunikacji,pazerność,pretensje lub zawiść.
Poprzez swoją zapalczywość o zatwardziałość wszyscy trwają w przeświadczeniu o swojej racji.

Twarze gniewnych ludzi są niczym kamienna rzeźba o posępnej twarzy,nieprzeniknione spojrzenie,jakby zdeformowane i zbyt pomarszczone od uporu.
Gorzej jeżeli ten zewnętrzny obraz głazu przystąpi do działania poprzez przemoc psychiczną lub fizyczną,dając tym samym upust emocjom.
Nie trzeba być okrutnym władcą,dyktatorem lub innym możnym aby zabijać niewinnych ludzi swą bezwzględnością, słowem i znieczulicą.
Nieleczony gniew może przerodzić się w niebezpiecznego drapieżnika,chorobę, zarazę gdzie nie ma miejsca na przebaczenie,opamiętanie,refleksję czy zadośćuczynienie.

To czysta emocja z silą rażenia bomby atomowej.Może rozwalić doszczętnie wszytko,byleby poczuć chwilową ulgę i w swej zemście zadać cios jeszcze mocniejszy w skutkach cierpienia od własnej niezabliźnionej rany. W rezultacie ból nasila się do granic wytrzymałości...a choroba postępuje. Strzeżmy się zagniewania by nie wpaść w sidła tego zwierza.