środa, 26 kwietnia 2017

KOMPLETNA KOMPROMITACJA

Uwikłani w sieć porażek i blamażów


Każdy zaliczył zapewne w swoim życiu choć jedną kompletną kompromitację,której wraz z pąsem na twarzy nie sposób wymazać uśmiechem, odwróceniem kota ogonem czy innym zabiegiem upiększającym, zapewniającym wyjście z sytuacji bez szwanku etc. Najzwyczajniej w świecie stało się, oczy wszystkich zwrócone są na Ciebie, nie ma ucieczki, planu B czy C, a nawet jeżeli nikt nie zauważył tego, możesz na mur beton zapomnieć o murowanym sukcesie. Czas przyjąć na główkę kompletną kompromitację jak karniaka strzelanego przez najlepszego piłkarza świata prosto w słupek albo niezamierzonego samobója.

W moim życiu nazbierała się już tego całkiem pokaźna sumka, więc znam ten stan kaca moralnego,chęci pacnięcia się w łepetynę lub zapadnięcia pod ziemią. Z dalszej perspektywy to całkiem zabawne sytuacje,ale w pierwszej chwili nikomu nie jest do śmiechu, a zapewne najmniej mnie samej.. W mym przypadku gro takich sytuacji zdarza się,kiedy coś zakombinuję,unikam prostych rozwiązań lub staram się postępować incognito,to od początku nie rokuje dobrze...A jednak wciąż powielam stare błędy...czy to poprzez nadmierną spontaniczność, zbyt szybką prędkość wypowiadanych bez zastanowienia słów a czasem zwyczajnie ze zmęczenia lub stresu...

Pamiętam jak w podstawówce byłam prymuską także z chemii i pod koniec 8 klasy wpadłam na genialny pomysł,by na wszelki wypadek napisać na ręku kilka wzorów chemicznych,chociaż byłam przygotowana do sprawdzianu. Rzeczywiście nie potrzebowałam tej ręki by dobrze napisać. W pewnym momencie pojawiła się nade mną nauczycielka,która widząc moją zapisaną rękę nie miała wątpliwości,że ściągam. Nie pomogły tłumaczenia,dowód był namacalny. Zawiodłam nauczycielkę,w której oczach byłam zawsze wzorową uczennicą. Odtąd zamiast bronić 5 na świadectwie ledwo wybroniłam 4-.Takie skutki własnej głupoty i przedwczesnego założenia własnego zaniku pamięci...

Innym razem już na studiach mieliśmy egzamin z kulturoznawstwa u Dziekana.Prof. miał dość nonszalancki sposób bycia , chodził w wielkich kapeluszach,przynosił na wykłady termos, płyty winylowe z Mozartem, czasem stylizował się na ekscentrycznych, niemieckich wieszczy i pozwalał przychodzić na egzamin nawet piątkami studentów. Pomyślałam,że w kupie jest siła i większe prawdopodobieństwo,że wszyscy wyjdziemy z lepszymi ocenami. Jak się później okazało nic bardziej mylnego. Nie dość,że dziekan stracił orientację,kto z nas co mówił na egzaminie i ja,która odpowiadałam na pytania w miarę z sensem dostałam gorszą ocenę od dziewczyny,która prawie nie odezwała się słowem. Dodatkowo kurczowo trzymałam na kolanach kartki formatu A4 z zapiskami i schematami, które wzięłam ze sobą by czuć się pewniej. Tymczasem jedna z nich ko spadła na podłogę prosto pod nogi Profesora. W pewnej chwili zaczął się nerwowo kręcić na krześle i słychać było szeleszczenie owej kartki co to? zapytał poirytowanym głosem...Na szczęście nie chciało mu się schylać po nią, bo przepadłabym z kretesem posiadając pokaźną kolekcję takowych kartek w ręku...


Kolejny blamaż miał miejsce na zajęciach z doktorem, do którego byłej żony chodziłam kiedyś na korepetycje z niemieckiego. Pan nie miał pojęcia,że dysponuję wiedzą o tak osobistymi szczegółach z jego życia. Dlatego starałam się nie wyróżniać i nie zwracać na siebie uwagi, taka sobie szara myszka, nie wychodząca przed szereg. Podszywanie się pod słabo poinformowaną studentkę okazało się jednak stresujące. Może z tej przyczyny nieco zbyt nerwowo bawiłam się długopisem siedząc w 1 rzędzie. Długopis nagle wyskoczył i jego części ugodziły Doktora prosto w nos. Normalnie mistrzyni kamuflażu we własnej osobie,czy Pani mnie zaczepia usłyszałam od Doktora w odpowiedzi!?...Jak widać w roli incognito nie wypadam najlepiej...

Kolejna gafa wydarzyła się na dzień przed własnym ślubem: Wracam do mieszkania z perfekcyjnym manicure i pedicure. W zlewie piętrzy się góra naczyń,szkoda pięknym paznokci na takie kopciuszkowe prace. Z braku laku a raczej lateksu, czy też lateksowych rękawiczek sięgnęłam po czarne, skórzane i jakbym nie przewidziała skutków- czarna skóra+ woda z detergentem= farbowanie. Zdejmuję rękawiczki a tu totalnie czarne ręce jak u kopciucha jakiegoś albo górnika... Kilka godzin usuwałam skutki swojej głupoty, oczywiście nie do końca udało mi się uratować nadzwyczaj pięknego frencha... Niestety w stresie lub w spontanicznej sytuacji nie jestem w stanie przewidzieć opłakanych skutków swojego założenia...Później sama zastanawiam się, dlaczego na kilka minut straciłam zdolność racjonalnego myślenia i posunęłam się do takiej głupoty. Ach gdybym wówczas miała jednak w domu gumowe rękawice?Dobrze, że była ze mną w domu siostra i coś zaradziła, bo z czarnymi rękami na ślubie mogłabym wyglądać dość groteskowo by nie rzec demonicznie.

Ostatnia sytuacja obrazująca nieco własną naiwność i niezachwianą wiarę w ludzi. Na ulicy zaczepia mnie młody chłopak, twierdzi, że jest głodny. Kiedy chcę dać mu jakieś drobne ten prosi o konkret 10 zł na coś do jedzenia i chce bym poszła z nim do konkretnego baru, gdzie kupi sobie tą konkretną rzecz. Oczywiście nie chciało mi się tam z nim iść, ale wsparłam go jak myślałam w słusznej sprawie. Za kilkanaście minut spotkałam go w okolicach metra jak nagabuje kolejną osobę, wciskając mu takie głodne kawałki jak mi wcześniej. Poczułam się oszukana, bo padłam ofiarą zwykłego wyłudzacza. To jednak nie koniec mojego zażenowania, kiedy wsiadałam do metra ów chłopak podbiegł do mnie, a następnie ordynarnie klepnął w tyłek wołając przy tym triumfalnie "zajebista jesteś!" Nie sposób opisać poziomu mojego zbulwersowania całą sytuacją, jakby ktoś wylał na mnie wiadro pomyj,nic tylko zapaść się pod ziemię. To tak ku przestrodze, dla wszystkich dobroczyńców i hojnych ...
To jednak Pikuś przy historii mojej siostry, która wysiadała z tramwaju, a tu jakiś facet złapał ją znienacka za pierś wołając przy tym "fajne cycki"...zaraz po tym zbiegł z miejsca zdarzenia...



Ile jeszcze podobnych historii mogę jeszcze przytoczyć...
Mój antyprzykład obrazuje jednakowoż trudności osób emocjonalnych,spontanicznych i lubiących nadmiernie kombinować, zamiast wybierać w życiu proste rozwiązania. Czasem, kiedy wpadnę w sidła stresu, zaczynam podejmować irracjonalne decyzje lub popadam w stan chwilowej niemocy umysłowej. Marnie wypadam wtedy w oczach rozmówcy, nie umiejąc ukryć swojego zagubienia i mówiąc od rzeczy...
Taka przypadłość w wielu sytuacjach mnie ośmieszyła, wyeliminowała, ale cóż to jedna z pięt Achillesowych,brzemię dane i zadane, mocno tępiące moją pychę,ale też wiarę w swoje możliwości...


Moc w słabości się doskonali 2Kor 12


Dzięki kompromitującym sytuacjom, których się nie wypieramy, dostrzegamy szerokie pole do zmian i pracy nad sobą. Mądre ich wykorzystanie prowadzi do minimalizacji opłakanych skutków destruktywności, przy tym do akceptacji swoich niedoskonałości.
Nie oznacza to jednak zachęty do myślenia w sposób; taki się urodziłem i nie mam na to wpływu.
Wiele rzeczy można wypracować. Sama zauważyłam, że przez ponad 8 lat swojego małżeństwa i doświadczenie macierzyństwa w wielu aspektach zmieniłam swoje postępowanie i myślenie, gdzieniegdzie dojrzałam emocjonalnie i często potrafię zapanować nad swoją spontanicznością i nieskoordynowanymi, chaotycznymi porywami. Dlatego potrafię wyjść z wielu blamażów obronną ręką.
Człowiek zmienia się przez całe życie i to jego decyzja, czy pragnie tej metamorfozy, czy też poddaje się poprzestając na status quo.

Czasem warto spojrzeć na siebie obiektywnie, trochę z dystansu, z autoironią w oku, określić swoje motywacje, ambicje i pragnienia. Łatwiej wówczas ocenić własne zachowania i błędy by w przyszłości umieć im zapobiegać lub starać się wyjść z opresji bez szwanku.

Modny ostatnio trend slow life zaprasza po części by zwolnić dla lepszej jakości życia, pośmiać można się od czas do czasu, ale nie stawać się ofiarą losu lub wiecznym błaznem w oczach innych...to bawi na krótką chwilę, ale prowadzi donikąd...i nikt nie traktuje cię poważnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz